Po pierwszym zwycięstwie Lando Norrisa w Formule 1 nie milknie temat GP Rosji 2021. Na konferencji prasowej do tamtych wydarzeń, a także marnowania innych szans, odniósł się sam zawodnik. Później natomiast jego inżynier i szef opowiedzieli o skutkach utracenia tej niemalże pewnej wygranej.

Wyścig z Soczi wraca jak bumerang z prostego powodu - cały wyścigowy światek oczekiwał na to, kiedy Norris, cieszący się reputacją świetnego kierowcy, w końcu stanie na najwyższym stopniu podium. Brytyjczyk w specyficzny sposób, przez wiele dobrych występów i wysokich finiszów, ale też z uwagi na kilka pomyłek, doczekał się łatki tego, który nie wygrywa. Do wczoraj był zresztą tym, który najwięcej razy meldował się w topowej trójce, ale nie na samym szczycie.

Nie jest to oczywiście tak uwierająca statystyka jak w przypadku Nico Hulkenberga, który pewnie marzy o takim problemie, lecz na pewno tworząca nieprzyjemną narrację i dodatkową presję. Przez nią każdy błąd i każda zmarnowana okazja od razu stawały się większym tematem.

Ale to nie tak, że do największej niewykorzystanej szansy wracali jedynie obserwatorzy. Sam z siebie na ten temat wypowiedział się inżynier wyścigowy Norrisa, Will Joseph, który po zawodach stanął przed kamerą Sky. Rozmawiający z nim Ted Kravitz był zaskoczony tym, że bolesna przegrana została przywołana tak szybko.

- Zrobił to, tak! Długo czekaliśmy, szczególnie po tej Rosji, ale jest dobrze - cieszył się Joseph. - To nawiedza mnie każdego dnia. Naprawdę. To śni mi się po nocach. Czuję, że w końcu możemy zostawić to za sobą. Ależ to był fantastyczny wyścig!

GP Rosji 2021, jeszcze na suchym torze, czyli "tuż przed tragedią". Lando Norris walczy o po pierwsze zwycięstwo w F1, które tak naprawdę nadejdzie dopiero w maju 2024 roku (fot. McLaren).

GP Rosji 2021, jeszcze na suchym torze, czyli "tuż przed tragedią". Lando Norris walczy o po pierwsze zwycięstwo w F1, które tak naprawdę nadejdzie dopiero w maju 2024 roku (fot. McLaren).

Naturalnie o komentarz poproszono także Andreę Stellę, szefa McLarena. Początkowo skupiono się jednak na aspekcie zakończenia dywagacji o pierwszym zwycięstwie.

- Patrząc realistycznie, trochę ciężaru spadnie teraz z jego barków - ocenił Stella. - Ale ten ciężar spoczywał też na naszych barkach. Wiedzieliśmy, że jak tylko damy mu zwycięski materiał, jak tylko on będzie dostępny, to Lando dowiezie wynik. Czuliśmy więc tę odpowiedzialność. I ja mówiłem to wielokrotnie - uważamy, że to nasze zadanie, a nie jego. 

- Chcę natomiast docenić go za to, że ciągle szedł do przodu. W trakcie innego spotkania z mediami [w Chinach] opowiadałem, jak rozwinął się przez zimę. Mam tu na myśli szczególnie poprawę w kwalifikacjach i składanie takich okrążeń, które nie muszą być pokonane na 100%. Gdy samochód jest szybki, po prostu bądź gdzieś tam [blisko limitu]. I on robi dokładnie to.

- Poza tym jest również bardzo dojrzały w zarządzaniu wyścigiem. Jak tylko zobaczył, że po pierwszym okrążeniu nie było o co walczyć, to zaczął oszczędzać opony. Wiedział, że wyścig dopiero nadejdzie. Następnie, gdy zjechały inne auta, zdołał narzucić takie tempo, które było niesamowite. 

Włocha nieco później zapytano już wprost o GP Rosji 2021, błędne interpretowanie roli Lando w tamtej przegranej i wytworzenie się tej łatki wokół niego. Stella udzielił wyczerpującej odpowiedzi, ale do sedna przeszedł dopiero po ponownym podkreśleniu, że Norris był gotowy, aby wygrywać.

- Pozwólcie, że zacznę od tego, co mówiłem wcześniej. Byliśmy totalnie przekonani, że to, czego brakowało do zwycięstwa, nie znajdowało się w Lando. To było po naszej stronie. To my mieliśmy dać mu zwycięskie narzędzia. Od razu, gdy tylko to zrobiliśmy, on wygrał wyścig. Moim zdaniem to pokazuje, jak bardzo był gotowy. Popatrzmy na to, ile razy dowoził podia w samochodzie, który niekoniecznie był na miarę podium. Ma za sobą naprawdę "mocną podróż".

Andrea Stella i Lando Norris na podium GP Miami 2024 (fot. McLaren).

- Wracając do wspomnianego wyścigu z Rosji, myślę, że w pewnym sensie był to - jeśli już - punkt zwrotny i dla Lando, i dla zespołu. Dotyczył tego, jak funkcjonujemy, kiedy presja idzie w górę, a także jak musimy współpracować, aby podejmować dobre decyzje poprzez dostarczanie unikalnych informacji - tych, które zbiera się na torze, ale również tych, które są pit wall.

- Cofając się myślami do tamtej rundy, uważam, że odpowiedzialność spoczywa na pit wall, bo to my nie wyegzekwowaliśmy wezwania do zjazdu w odpowiedni sposób. Kierowca jest na torze, więc nie widzi tego, że w innym miejscu może też padać. Zobaczyć to mogliśmy my. Słabością po naszej stronie było więc to, że nie wezwaliśmy Lando. W tamtej sytuacji on robił swoją robotę, ale my nie byliśmy gotowi, jako zespół, aby odnieść to zwycięstwo. A to nigdy nie jest prosta sprawa.

- Jeśli spojrzymy na Red Bulla... Ja nigdy nie podważam ich osiągnięć. Zawsze ściągam czapkę z głowy, bo jest przecież tyle sposobów, przez które coś może pójść źle. Takie sukcesy i taka sekwencja zwycięstw to coś fantastycznego. My natomiast dopiero rozpoczynamy tę podróż. Mam nadzieję, że takich dni w przyszłości będzie więcej.